14 Sierpień. Sługa Boży br. Fernando Saperas, męczennik za cnotę czystości, Sługa Boży Marceliano i współtowarzysze męczennicy

SŁUGA BOŻY BRAT FERNANDO SAPERAS

Męczennik w obronie cnoty czystości

 (Tárrega, Hiszpania, 1936)

 

Streszczenie

Fernando Saperas Aluja urodził się 8 września 1905 roku w Alió (Tarragona). Gdy miał siedem lat, zmarł mu ojciec José Saperas i rodzina pozostała bez środków utrzymania, jakich przedtem dostarczał ojciec, z zawodu murarz. Po skończeniu 15 roku życia, Fernando udał się Valls (Tarragona) i Barcelony, aby pracować w hotelu i później, jako sprzedawca w sklepie.

Służbę wojskową odbył w Barcelonie, blisko świątyni Serca Maryi, prowadzonej przez Misjonarzy Klaretynów. Zawsze, gdy mu na to pozwalały obowiązki wojskowe, Fernando nawiedzał to Sanktuarium. W owym czasie odczuwał pragnienie wstąpienia do wspólnoty zakonnej, jeśli już nie w celu studiowania, ponieważ wiek mu już na to nie zezwalał, to przynajmniej, by pomagać fizycznie. Został przyjęty do Zgromadzenia jako brat misjonarz. Stało się to przy końcu 1928 roku. 

Po ukończeniu lat formacji został przeznaczony do Cervera, do wspólnoty akademickiej. Codziennie wzrastał w pobożności, którą był obdarzony już od dziecka. Oprócz uczestnictwa w modlitwach wspólnotowych, we Mszy świętej, często nawiedzał Najświętszy Sakrament, odprawiał Drogę krzyżową i odmawiał trzy części różańca świętego. Wraz z pobożnością rozwinęła się u brata miłość do powołania i do Zgromadzenia. „Nigdy - zwykł mówić - nie będziemy mogli wyrazić należnej wdzięczności Bogu za łaskę powołania”. Najbardziej charakterystyczną cechą jego duchowości była pracowitość i gorliwość misjonarska, z jaką oddawał się pracy. Swoje obowiązki wykonywał starannie, dokładnie, wszędzie utrzymywał porządek i czystość, z wyraźnym znamieniem ewangelicznym.

Był furtianem, gdy 21 lipca 1936 roku 117 klaretynów z Cervera musiało się niespodziewanie rozproszyć. Brat Fernando skierował swoje kroki do wspólnoty w Solsona z  najliczniejszą grupą. W drodze musieli się jednak rozdzielić. Po długim wędrowaniu przez liczne wioski w okolicy i pracy w gospodarstwie Riera de Montpalau, przeniósł się wreszcie do innego zaprzyjaźnionego gospodarza Bofarull. Tam został zatrzymany dnia 12 sierpnia. Gdy okazało się, że jest zakonnikiem, został poddany wszelkiego rodzaju prowokacjom i poniżeniom przeciw czystości. Wreszcie po piętnastu godzinach udręk, przebaczając swoim prześladowcom, został rozstrzelany w bramie cmentarza w Tárrega (Lérida). Było to dnia 13 sierpnia 1936 roku.        

******************

 

Świadectwo męczeństwa 

Fernando należał do tych osób, których życie zmuszało do kształtowania samych siebie. Urodził się w Alió, małej wiosce w Tarragona. Gdy miał siedem lat, zmarł jego ojciec José Saperas i rodzina pozostała bez środków, jakich im dostarczał wykonując zawód murarza. Jego matka Escolástica Aluja musiała sama utrzymać trzech synów: Juana, Fernando i Romana. Juan udał się natychmiast do pracy w Barcelonie, podczas gdy Fernando i Roman starali się godzić prace na roli z nauką w szkole. Wreszcie po skończeniu 15 roku życia, Fernando udaje się Valls (Tarragona) i Barcelony, aby pracować w hotelu i jako sprzedawca w sklepie.

Wszystko to sprawiło, że szybko musiał dojrzewać i stał się osobą poważną oraz odpowiedzialną. Gdy osiągnął dojrzałość był młodzieńcem silnym, smukłym i krzepkim. Posiadał temperament silny i energiczny, prawie surowy, przez który przebijała postać osoby inteligentnej, zdecydowanej, pracowitej, szacownej i być może zbyt formalnej oraz milczącej. Od dziecka jego charakter był zawsze zabarwiony głębokim zmysłem religijnym.

Służbę wojskową odbywał w Barcelonie, w koszarach Santiago, położonych blisko Sanktuarium Serca Maryi, które było prowadzone przez Misjonarzy Klaretynów. Zawsze, gdy mu  na to pozwalały obowiązki wojskowe, Fernando nawiedzał to Sanktuarium. W owym czasie odczuwał pragnienie wstąpienia do wspólnoty zakonnej, jeśli już nie w celu studiowania, ponieważ wiek już na to nie zezwalał, to przynajmniej, by pomagać fizycznie. W tych okolicznościach, po wysłuchaniu kazania o. Antonio Soteras, przełożonego prowincji Katalonia, zdecydował się z nim porozmawiać, wyjawiając pragnienie pracy u Klaretynów. O. Soteras wyjaśnił mu wszystko i przyjął go do Zgromadzenia jako brata misjonarza. Miało to miejsce pod koniec 1928 roku.   

Po skończeniu lat formacji został przeznaczony do Cervera, do wspólnoty akademickiej. Codziennie wzrastał w pobożności, którą był obdarzony już od dziecka. Oprócz uczestnictwa w modlitwach wspólnotowych, we Mszy świętej, często nawiedzał Najświętszy Sakrament, odprawiał Drogę kzyżową i odmawiał trzy części różańca świętego. Wraz z pobożnością rozwinęła się u brata miłość do powołania i do Zgromadzenia. „Nigdy – zwykł mówić - nie będziemy mogli wyrazić należnej wdzięczności Bogu za łaskę powołania”. Najbardziej charakterystyczną cechą jego duchowości była pracowitość i gorliwość misjonarska, z jaką oddawał się pracy. Swoje obowiązki wykonywał starannie, dokładnie, wszędzie utrzymywał porządek i czystość, z wyraźnym znamieniem ewangelicznym.

Pełnił obowiązki furtiana, kiedy dnia 21 lipca 1936 roku, wobec niemożliwości zapewnienia wspólnocie bezpieczeństwa przez władze miasta Cervera, 117 klaretynów musiało się pospiesznie rozproszyć. Brat Fernando skierował się do wspólnoty w Solsona z najliczniejszą grupą w autokarach podstawionych przez Komitet rewolucyjny. Jednak w połowie drogi otrzymali wiadomość, że Komitet w Solsona nie zgadzał się na ich wjazd do Solsona. Przenocowali w klasztorze San Ramón, zakonu Mercedariuszy, a później rozproszyli się, gdzie tylko mogli. Brat Fernando, wędrując po wielu okolicznych wioskach, dotarł do miejscowości Montpalau (Lérida), gdzie został przyjęty przez gospodarza, pracował w ogrodzie i pomagał w sklepie, i knajpie, jaką Riera miał w swoim domu. W rzeczywistości prowadził życie wspólne z tą rodziną.

W karczmie, energia i ostrość jego charakteru zostały wystawione na próbę, gdy słyszał jakieś bluźnierstwa. Z drugiej strony knajpa w tej miejscowości nie stanowiła bezpiecznego schronienia dla brata zakonnego. Riera doradził swemu podopiecznemu, aby poszukał innego miejsca. Fernando potrafił zarobić na swoje życie i nie stanowił obciążenia w wiejskich gospodarstwach. Rankiem 12 sierpnia wyruszył w drogę do domu innego zaprzyjaźnionego właściciela, pana Borafull. Brat Fernando nie wiedział, że na farmie ukryto parę klaczy ze źrebakami oraz że Komitet z Cervera wysłał milicjantów, aby dokonali rewizji. Gdy przybył do domu pana Bofarull, chciał się wycofać z miejsca rewizji, ale został dostrzeżony i zatrzymany przez milicjantów. Oświadczył, że zakończył prace w Montpalau i szuka zajęcia w innych gospodarstwach. Milicja nie uwierzyła mu i zdecydowała o zabraniu go ze sobą, aby później wszystko dokładnie sprawdzić. W ten sposób nie miał wyjścia i musiał udać się z bojówką milicyjną w składzie złożonym z osobnika zwanego „Mały” Juan del Hostals, Pedro Vilagrasa, szofera Pepito i szefa tej bandy Juan Casterás oraz Francisco  Carulla, hodowcy i znawcy bydła, sprowadzonego przez milicję na farmę pana Bofarull, celem rozstrzygnięcia sprawy odnośnie pochodzenia klaczy.

W czasie podróży, Fernando został rozpoznany jako zakonnik. To rozpoznanie stało się początkiem jego kalwarii. Zatrzymano samochód, zabrano mu jego rzeczy, planując go zabić na miejscu, przy stercie suchych gałęzi. Przeszkodziła temu interwencja pana Carulla, który oświadczył, że nie został wezwany do tego rodzaju zajęcia.

Samochód ponownie ruszył w drogę. Rozmowy dotyczyły spraw związanych z bronią i religią. Wkrótce rozmowa zeszła na tematy seksu. Milicję interesowały relacje z zakonnicami i homoseksualistami. Fernando odparował z całą energią i stanowczością, że już wystarczy, „jeśli chcą, to niech go zabiją i to jak najprędzej, ale nie będzie słuchać o tych sprawach”. Jedno przewrotne mrugnięcie oka zjednoczyło milicjantów. Zatrzymali znów samochód. Przeszli do tylnej części samochodu, gdzie znajdował się Fernando. Mały pozbył się bezwstydnie ubrania. Casterás i Juan del Hostals chwycili mocno Fernanda, któremu zdarli odzienie i Mały rzucił się na niego. Fernando, zareagował z całą mocą i odepchnął napastników od siebie, wykazując wstręt w takiej sytuacji. „Zabijcie mnie, jeśli chcecie, -powiedział -, ale nie róbcie mi tego”.

Milicjanci zrozumieli, że Fernando nie zgodzi się na praktyki homoseksualne i postanowili zawieźć go do domów publicznych w Cervera. Jeśli zgodzi się być z kobietą w ich obecności, podarują mu życie. Wreszcie dotarli do Cervera. Brat został odesłany do więzienia, podczas gdy odprawiono pana Carulla i wyjaśniano sprawę klaczy z panem Bofarull, którego także odstawiono do domu. Po powrocie milicjanci zaprowadzili brata do dwóch domów publicznych. Sam Casterás powiedział, że brat w nich „prosił Boga o pomoc. Rzuciliśmy go na ziemię, a on nic, bardziej zimny niż lód. Ten człowiek do niczego się nie przyda. Nic nie mogliśmy osiągnąć”.

W tej sytuacji postanowili jeszcze próbować szczęścia w domach publicznych w Tárrega (Lérida), mieście położonym 12 km od Cervera. Naoczni świadkowie opowiadali, że w El Vermut i La Garza polecili mu, aby się napił i zatańczył, „aby go podniecić i zbliżyć do kobiet, zmuszając niektóre z nich, aby się rozebrały i ściągnęły mu spodnie. W sytuacji, gdy nie mogli nic osiągnąć, zmusili go do paradowania nago przed całą salą. Gdy nic nie mogli osiągnąć w domu publicznym El Vermut zaprowadzili go do drugiego La Garza”.

Brat Saperas cierpiał te zniewagi ze spuszczoną głową i upokorzony powtarzał „Zabijcie mnie, jeśli chcecie, ale tego nie będę robił”. Ktoś powiedział złośliwie, że nie był mężczyzną, ponieważ nie reagował jako mężczyzna, mając 30 lat. Brat na tę obelgę odpowiedział z niespodziewaną energią: „Nie jestem mężczyzną? Uczyniłbym to, gdybym chciał i więcej niż wy, ale nie chcę! Wolę umrzeć!”. Nawet same kobiety stanęły po jego stronie i powiedziały, że nie będą współpracować, chociażby brat chciał i aby zabrano od nich zakonnika lub one same stamtąd wyjdą. Chwyciły za puste butelki i krzesła, aby wyrzucić ich stamtąd. 

Było około północy. Piętnaście godzin trwała ta udręka. Zdesperowani milicjanci wepchnęli go do samochodu i zawieźli na cmentarz, aby go zabić. W czasie drogi zamyślali pozbawić go genitaliów, ale nie doszło do tego, za sprawą innych milicjantów z Tárrega, z którymi doszło do wymiany opinii w czasie kontroli. Brat Fernando Saperas został rozstrzelany przy bramie cmentarnej, podczas gdy wybaczał swoim mordercom i wznosił okrzyki na cześć Chrystusa Króla. Pomimo wielu strzałów nie umarł natychmiast i powtarzał w czasie agonii: „Matko moja!”. Pewien człowiek, Jaime Clos, odważył się zbliżyć do umierającego, mówiąc: „Przyjacielu! Przyjacielu!”. Ale już nie usłyszał odpowiedzi.

W miejscu męczeństwa umieszczono tablicę z napisem podobnym na grobie, w którym znajdują się jego zwłoki: „Tutaj, w obronie czystości zakonnej, dnia 13.08.1936 roku, został zamordowany brat Fernando Saperas, Misjonarz, Syn Serca Maryi”.

 

BIBLIOGRAFIA

  1. ARRANZ, A. M. El mártir de la castidad. Fernando Saperas Aluja, Valls (Tarragona) 1954.
  2. ARRANZ, A. M. Mártir de la castidad. Vida y martirio del Siervo de Dios Fernando Saperas Aluja, Misionero Hijo del Inmaculado Corazón de María, Tárrega 1976. 
  3. GARCÍA HERNÁNDEZ, P. Crónica martirial 271 Misioneros Claretianos Mártires 1936-39, Madryt 2000.
  4. GARCÍA HERNÁNDEZ, P. Matadme. .. ¡Pero, eso no! Fernando Saperas, cmf, el mártir de la castidad, Tárrega 1959.
  5. VILAR, M. Fiel a la palabra. Fernando Saperas, Barcelona 1987.

 

 

 

SŁUGA BOŻY OJCIEC MARCELIANO ALONSO I WSPÓŁTOWARZYSZE

Męczennicy

(Walencja, Hiszpania, 1936)

 

Streszczenie

Prowincja klaretyńska w Katalonii w roku 1936 posiadała cztery wspólnoty zakonne w regionie Walencji: Walencja, El Grao, Játiva i Requena. Wybuch rewolucji dnia 24 marca złamał pieczęcie na wszystkich klasztorach i klauzurach w Requena. Pięciu klaretynów stanowiących wspólnotę musiało opuścić dom i kościół a wszystko, czego nie mogli uratować zostało na pastwę rabunku i płomieni. El Grao i Játiva podzieliły ten sam los. 19 lipca ocalał jedynie dom w Walencji i tam ofiary znalazły swoje schronienie. Małą wspólnotę tworzyli o. Marceliano Alonso, jako przełożony, o. Luis Francés i brat Félix Aguado. Do nich dołączyli o. José Ignacio Gordón i brat Santiago Vélez z Jativa oraz o. Tomás Galipienzo z Requena. Z nich, jedynie brat Félix Aguado zdołał ocalić swoje życie.

Dnia 27 lipca o. Francés i brat Vélez uciekli do oddalonego osiedla Serra. O. Luis Francés został tam odkryty 20 sierpnia i poniósł męczeńską śmierć 21 sierpnia w Olocau (Walencja), prosząc Boga o wybaczenie oprawcom, którzy pozbawiali go życia nie wiedząc, co czynią. Brat Santiago Vélez pojechał 13 sierpnia do Santa Coloma de Gramanet, Barcelona, gdzie mieszkał jego krewny. Zatrzymany dnia 14, został zamordowany o świcie 15 sierpnia, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.

Ojcowie Alonso, Gordón i Galipienzo, którzy pozostali w Walencji, nie mogąc znaleźć ukrycia zostali zdradzeni. Najpierw zostali zatrzymani ojcowie Alonso i Gordón, a później o. Galipienzo. Przed trybunałem złożonym z siedmiu osobników stanęli po kolei jeden po drugim. Wyrok śmierci był bezapelacyjny.

Przed śmiercią o. Gordón powiedział do swych oprawców: „Wybaczam wam z serca”. O. Alonso polecił się Najświętszej Maryi Pannie, mówiąc: „Słodka Matko moja, miej litość dla mnie”. Modlitwa nauczona na kolanach matki dała siłę o. Galipienzo: „Jezu, Maryjo i Józefie święty bądźcie ze mną w godzinę śmierci”. Podczas gdy o. Gordón powtarzał słowa: „Jezu mój, w ręce Twoje oddaję mojego ducha” padł rozkaz ognia, zwalając z nóg ojców Alonso i Gordóna.

O. Galipienzo upadł na ziemię żywy i korzystając z ciemności nocy, zdołał uciec. Jednakże jego iluzja znalezienia się na wolności trwała jedynie czterdzieści osiem godzin. W nocy, dnia 18 sierpnia został rozpoznany i zatrzymany na nowo. W pierwszych dniach września wraz z dziewięcioma innymi poniósł śmierć na strzelnicy w Paterna, miejscowości  położonej parę kilometrów od Walencji.

******************

 

Świadectwo męczeństwa

Prowincja klaretyńska w Katalonii w roku 1936 posiadała cztery wspólnoty zakonne w regionie Walencji: Walencja, El Grao, Játiva i Requena. Wybuch rewolucji dnia 24 marca złamał pieczęcie na wszystkich klasztorach i klauzurach w Requena. Pięciu klaretynów stanowiących wspólnotę musiało opuścić dom i kościół a wszystko, czego nie mogli uratować zostało na pastwę rabunku i płomieni. El Grao i Játiva podzieliły ten sam los. 19 lipca ocalał  jedynie dom w Walencji i tam ofiary znalazły swoje schronienie.

Wspólnota w Walencji stała się wieczernikiem przygarniającym prześladowanych. Tam zgromadzili się na męczeństwo. Ojciec Gordón i brat Vélez uciekli z Játiva, gdy dom rozpadł się w gruzy wskutek pożaru. O. Galipienzo krążył tej nocy po ulicach Requena, wśród wybuchów w klasztorach sióstr Augustianek i ojców Dominikanów. Wszyscy spotkali się na drugim piętrze przy ulicy San Vicente, gdzie rok temu powstała wspólnota klaretyńska w Walencji. 

W poniedziałek 20 lipca 1936 roku małą wspólnotę tworzyli o. Marceliano Alonso jako przełożony, o. Luis Francés i brat Félix Aguado. Do nich dołączyli o. José Ignacio Gordón i brat Santiago Vélez z Jativa oraz o. Tomás Galipienzo z Requena. Z nich, jedynie brat Félix Aguado zdołał ocalić swoje życie.

Dnia 27 lipca, o. Franceś i brat Vélez skierowali się do wioski Serra, miejsca spokojnego i oddalonego, wydawało się, że posiadało ono wszystkie gwarancje bezpieczeństwa. O. Francés, zawsze pobożny, odmawiał codziennie oficjum, trzy części różańca świętego i w odpowiednim czasie odprawiał Drogę krzyżową na obrzeżach wioski, wzdłuż drogi wznoszącej się na pobliskie wzgórze. Niosąc krzyż z Chrystusem, O. Francés wypisał na kamieniu normę z konstytucji klaretyńskich: „Co do mnie - nie daj Boże bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa” (por. CC 44). 

Brat Santiago Vélez pojechał 13 sierpnia do Santa Coloma de Gramanet, w Barcelonie, gdzie mieszkał jego krewny. Dnia 14 został zatrzymany i zamordowany 15 sierpnia, w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. O. Luis Francés został wykryty 20 sierpnia w wiosce de Serra. Zamknięty w klasztorze Kartuzów w Porta Coeli, poniósł męczeńską śmierć 21 w obszarze miejskim Olocau (Walencja), prosząc Boga o wybaczenie dla oprawców, którzy pozbawiali go życia, nie wiedząc, co czynią.

Ojcowie Alonso, Gordón i Galipienzo dalej przebywali na piętrze w domu przy ulicy San Vicente, nie mogąc znaleźć lepszego schronienia, pomimo współpracy dobrych przyjaciół wspólnoty. O. Alonso jako przełożony, spróbował poszukać lepszego schronienia dla trzech, którzy jeszcze przeżyli. Z O. Gordonem udali się do biur La Electra, gdzie pracował przyjaciel misjonarzy Paco Comas.

Odwiedzający wzbudzili podejrzenie, że są zakonnikami i ktoś ich zdradził przez telefon. Po paru minutach przybył oddział milicji, zatrzymano dwóch ojców oraz Paco Comas i zaprowadzono ich do komitetu socjalistycznego, zainstalowanego w klasztorze Ojców Dominikanów. Więźniowie zostali poddani długiemu przesłuchaniu, które skończyło się rewizją przy ulicy San Vicente. Tam został zaskoczony o. Galipienzo, którego pięciu milicjantów zaprowadziło do punktu, gdzie znajdowali się jego dwaj współbracia ze wspólnoty. Największy ból sprawił im fakt, że nie mogli zabrać Najświętszego Sakramentu, który pozostał na piętrze ukryty pomiędzy papierami. Trzej ojcowie spędzali czas razem na oddziale Komitetu, modląc się, rozmawiając i czuwając.

Nie upłynęło wiele czasu i znaleźli się przez trybunałem złożonym z siedmiu osobników. Pierwszym przesłuchiwanym był o. Gordón, przełożony wspólnoty i szkoły w Játiva. Przesłuchanie trwało długie godziny i czasami było głośne a nawet gwałtowne, jak można to było słyszeć w przyległym pomieszczeniu, gdzie oczekiwali na swoją kolejkę pozostali ojcowie. Słychać było krzyki i uderzenia pięścią w stół. Ojca Gordona oskarżano w sposób fałszywy i podły o torturowanie dzieci w piwnicach szkoł. „Kłamstwo! - krzyczał ojciec, uderzając pięścią w stół. To jest kalumnia, którą można sprawdzić w każdej chwili, jeśli chcecie”. Krzyk i uderzenia w stół słyszano także w przyległym pomieszczeniu. Wychodząc, o. Gordon powiedział z uśmiechem do swych współbraci: „Wkrótce dołączymy do chóru męczenników”.

Przyszła kolej na przesłuchanie o. Alonso. Jego zeznanie było krótsze i rozmowa mniej gwałtowna. Wyszedł spokojny, ale także przeświadczony, że idzie na męczeństwo. Ostatnim, który zeznawał był o. Galipienzo. Był najkrócej przesłuchiwany, chociaż podobnie jak pozostali stwierdzał, że umrą tej nocy. Była godzina dziesiąta letniej nocy. Trzej skazani wyspowiadali się wzajemnie i religijne milczenie przemieniło to pomieszczenie w oratorium. O północy usłyszeli rozkaz wyjścia z pomieszczenia. Na ulicy czekał na nich samochód oraz pięciu osobników uzbrojonych w pistolety i karabin maszynowy a także wyposażonych w przenośne lampy elektryczne. Samochód kierował się w stronę Palmaret, w granicach terenu Alborada (Walencja). Ulokowali się w nim oprawcy, a za nimi ofiary. Ojcowie objęli się czule w głębokim wzruszeniu, mając przed sobą płaską przestrzeń schodzącą w morze. O. Gordón skierował do zabójców cztery ewangeliczne słowa: „Wybaczamy wam z głębi serca”. Polecono im ustawić się w szeregu i od tego momentu każdy z nich oddawał się żarliwie swej modlitwie. O. Alonso polecał się z czułością Maryi: „Słodka Matko moja, miej litość dla mnie”. Modlitwa wyuczona na kolanach matki dawała siłę ojcu Galipienzo: „Jezus, Maryjo, Józefie święty, bądźcie przy mnie w godzinie mojej śmierci”. Ewangelia stanowiła wsparcie dla o. Gordona: „Jezu mój, w Twoje ręce oddaję ducha mego”. Wtedy zza reflektora samochodu usłyszeli głos: „maszerować”. Zrobili zaledwie trzy kroki, gdy seria z karabinu powaliła z nóg ojców Marceliano Alonso i José Ignacio Gordón.

O. Galipienzo rzucił się na ziemię, był żywy i korzystając z ciemności nocy, wysunął się ostrożnie spomiędzy zarośli, postąpił jakieś dwadzieścia metrów, oparł się na trzcinie i zagłębił się w pole kukurydzy, przeszedł przez potok, pokonał brzeg i pozostał nieruchomy i wyczerpany z roztrzęsionymi nerwami. Zabójcy zapalili lampy i przeszukiwali zarośla, przeklinając i bluźniąc. Przeszli parę kroków koło niego, a on przerażony obserwował ich ruchy. Wreszcie zatrzymali się, zgasili światła nasłuchując jakiekolwiek dźwięku, który mógłby ich naprowadzić na trop. Ale nie zdołali usłyszeć przyspieszonego bicia serca ściganego. O świcie o. Galipienzo oddalił się bardziej od miejsca egzekucji. Szedł mokry, pokryty błotem z potoku, pełen obaw i śmiertelnego potu, nie wiedząc, czy ta tragiczn przygoda może być uznana za zakończoną. Spotkał dom z napisem na drzwiach Ave María Purísima. Pomyślał, że w domu, na którym dnia 13 sierpnia nie wymazano z progu chrześcijańskiego pozdrowienia musieli przebywać dobrzy ludzie. Zapukał, wszedł i natychmiast zauważył, że się nie pomylił. Dano mu posiłek, odpoczynek i ukryto w słomie. Po zmierzchu w niedzielę 16 sierpnia wchodził do Walencji przebrany za rybaka, z wędką w ręce i z torbą na plecach, w koszuli z podwiniętymi rękawami i w krótkich spodniach. Przebranie o. Galipienzo było doskonałe. Jednakże, jego iluzja na uzyskanie wolności trwała jedynie czterdzieści osiem godzin. 18 sierpnia o zmroku został rozpoznany i zaprowadzony do więzienia San Miguel de los Reyes. W pierwszym dniu września został wyprowadzony z więzienia, wsadzony na samochód i razem z innym dziewięcioma współtowarzyszami zawieziony na strzelnicę Paterna, parę kilometrów od Walencji. 

Nasi współbracia nie szukali męczeństwa, ale gdy łaska męczeństwa się pojawiła, wtedy naprzeciw, jak słudzy, oczekujący na przyjście swego Pana. O. Galipienzo wlewał słowa otuchy i absolucji do serc nowych współuczestników męczeństwa. Po dotarciu na teren pomagali sobie wysiadać z samochodu, podczas gdy milicja ustawiała ich w szeregu, przygotowując karabiny. O. Galipienzo miał już wcześniej okazję, zdarzającą się niewielu, przećwiczyć swoje męczeństwo. Nie trzeba się domyślać, że powtórzył swoje akty strzeliste z nocy 12 sierpnia. W swoim przyjęciu śmierci, wybrał życie. O. Galipienzo dwa razy męczony, spoczywa dzisiaj w kościele Requena, dawniej obsługiwanym przez Misjonarzy Klaretynów.

 

BIBLIOGRAFIA

  1. BOCOS, A. Testamento Misionero de los Mártires, Rzym 1992.
  2. CODINACHS, P. El Holocausto claretiano de Barbastro, 1930-1936. Los hechos y sus causas, Badalona 1997. 
  3. GARCÍA HERNÁNDEZ, P. Crónica martirial 271 Misioneros Claretianos Mártires 1936-39, Madryt 2000.
  4. QUIBUS, J.  Misioneros Mártires, Barcelona 1949. 
2024 Wszelkie prawa zastrzeżone